Być może godziny kijowskiego Euromajdanu są już policzone. W  środę 22 stycznia po paru dniach brutalnych zamieszek, na ulicy Hruszewskiego od strzałów snajperów padli pierwsi zabici i osiągnięcie kompromisu między władzami a proeuropejską opozycją wydają się już mało realne. 

Protesty na głównej ulicy i głównym placu Kijowa wybuchły pod koniec listopada, gdy prezydent Wiktor Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską.
W demonstracjach brały odtąd udział setki tysięcy zawiedzionych tą decyzją Ukraińców, a w centrum Kijowa powstało małe miasteczko chronione z zewnątrz barykadami, na których straż pełnili radykalni przeciwnicy obecnej, związanej przede wszystkim ze wschodnią Ukrainą władzy. Spontaniczny protest skierowany przeciwko pogrzebaniu nadziei milionów Ukraińców, przechodził kolejne fazy i radykalizował się podsycany przez brutalne działania specjalnych oddziałów milicji.

Okres świąteczny przyniósł uspokojenie nastrojów i łudzono się, że miasteczko, w którym dyżurowało parę tysięcy osób, stać będzie aż do planowanych na 2015 rok wyborów prezydenckich, w razie czego przemieniając się w miejsce głośnego protestu przeciw potencjalnym nadużyciom władzy.

Przez ponad miesiąc Majdan nabrał swoistych cech i funkcjonował według pewnych ścisłych rytuałów.  W topografii centralnego placu znajdowały się więc budynek Związków Zawodowych ze sztabem protestu i centrum prasowym, również „sztabowy” gmach Rady Miejskiej, polowe kuchnie, namioty poszczególnych miast, miasteczek oraz organizacji i wreszcie wielka scena w centrum placu, z której zachęcała do wytrwałości niezmordowana zwyciężczyni festiwalu Eurowizji – Rusłana. Do tego rzecz jasna Barykady i między nimi tłum ludzi przy koksownikach, uwijający się wolontariusze z darmowymi napojami i ochrona. Z protestami związany był też cały folklor uliczny – happeninngi, występy uliczne (nie tylko na głównej scenie), tysiące sarkastycznych lub dramatycznych transparentów, plakatów, naklejek.

Co tu kryć,  ochrona Majdanu była nie zawsze pokojowo nastawiona, ale i miała po temu powody – prowokacje ze strony milicji, płatnych zbirów – tituszek, a czasem też zwykłych pijaków nie były rzadkością.

I to właśnie wśród społecznej ochrony Majdanu frustrację można było odczuć najwcześniej.  Ciepła zima w Kijowie sprzyjająca chorobom, nie idealne warunki higieniczne, ale przede wszystkim brak nadziei i niezrozumienie - Majdan stał się mekką dla outsiderów i radykałów, a tych niespecjalnie słuchali liderzy opozycji. Zapalnikiem ostatniej, brutalnej fazy ukraińskiego zrywu stały się zmiany legislacyjne przyjmowane w sposób urągający standardom państw demokratycznych. Sprawiły one, że Majdan i jego rezydenci znaleźli się poza prawem.

Atak na siły milicji i krwawa kontrofensywa odbywają się przy wątpliwej aktywności państw Unii Europejskiej, deklaracjom nie towarzyszą zdecydowane działania. W tle jest jeszcze Rosja, którą analitycy wskazują jako głównego beneficjenta chaosu w Kijowie. Gaz, ropa, kontrakty z ciężkim przemysłem, wszystko to sprawia, że  Ukraina powiązana jest z Moskwą wciąż nieprzecinalną pępowiną.

Atmosferę Majdanu wchłaniałem przez niemal 3 tygodnie i wciąż mam poczucie, że to co widzimy i czytamy ma się nijak do działań zakulisowych, do prawdziwej plątaniny interesów i intencji.  W galerii krótka, fotograficzna dokumentacja fenomenu społecznego, który prędzej czy później przyniesie na Ukrainie jakieś zmiany na lepsze. Oby prędzej. A może i teraz jeszcze nie wszystko jest stracone?

Wydarzenia ze środy 22 stycznia 2014 na filmie Pawła Bobołowicza. 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież